Dźwięk przebijanego ciała był okropny. Odgłos rozrywanych narządów, łamane kości. To
wszystko raniło moje uszy. Jednak zostało mi to wynagrodzone słowami. Słowami,
które wypowiedziane chwilę przed śmiercią, przez dawnego przyjaciela, nabrały
magicznego znaczenia.
„Dziękuje Sakura”.
***
-Sakura !- rozpaczliwy krzyk Naruto rozniósł się po cichej,
jak do tej pory, polanie. Kątem oka spojrzałam za siebie. Widziałam jego
niezgrabne ruchu podczas biegu. Były one zupełnie inne od ruchów Sasuke. Niezdarne, chaotyczne. W tym momencie jego
spokój i równowaga, zostały zachwiane. Wzrokiem powróciłam na twarz osoby
stojącej przede mną. Głowę miał spuszczoną. Oczy zasłoniła przydługa grzywka.
Chyba wyczuł moje spojrzenie na sobie, ponieważ gwałtownie się uniósł.
Analizując jego wyraz twarzy dostrzegłam oznaki ulgi.
Przypatrując się dalej, odczytywałam kolejne namiastki emocji czających się pod
zimną, obojętną maską. Spokój, ulga, szczęście, radość.
A więc, dotrzymał
(nie)złożonej obietnicy. Moja śmierć choć trochę go zadowoli.
Poczułam minimalny ruch jego miecza. Zrozumiałam, że
wszystko zmierza ku końcowi. Pospiesznie spojrzałam na Sasuke. Poprzez lecące
łzy, posłałam mu najszczerszy uśmiech, na jaki było mnie stać w tym momencie.
On natomiast skrzywił się z bólem wypisanym na twarzy, głośno przełknął ślinę
zalegającą w gardle i mocnym szarpnięciem wyrwał miecz z mojego ciała.
To co utrzymywało mnie w pionie nagle odeszło, ja nie
wspierana już niczym osuwałam się w dół.
Bezwładne ciało odchyliło się do tyłu i po chwili zderzyło z twardą
powierzchnią ziemi. Z gardła wydobył się bliżej nieokreślony odgłos. Słyszałam
odgłos biegnącego Naruto. Był zaledwie kilka metrów ode mnie. Będąc już obok mnie, rzucił się na kolana i
pochylił nad twarzą.
-Sakura, słyszysz mnie? – spanikowany lekko potrząsał moim
ciałem. Zielone oczy spojrzały w lazurowe tęczówki. Czarne rzęsy, mokre i
posklejane od płaczu, zaczerwienione policzka od biegu, rozedrgane wargi.
Naruto nie wyglądał jeszcze nigdy tak tragicznie.- Sakura odezwij się, błagam.
– męski dłonie mocniej zacisnęły się na moich ramionach.- Sakura-chan,
Sakura-chan, Sakura-chan…- moje imię powtarzał jak mantrę swojego życia. Nagły
podmuch wiatru, który popieścił moją twarz, dał mi do myślenia, że chłopak
wstał z klęczek. W tym momencie spoglądałam na jego plecy. Rozpięta
pomarańczowa bluza od dresu, lekko powiewała na wietrze i dumnie prezentowała
znak rodziny Uzumaki.- Dlaczego to zrobiłeś?- delikatnym głosem skierował
pytanie do przyjaciela. Pomachał głową, tak jakby z czymś się nie zgadał, albo
chciał coś od siebie odgonić.- Przecież ona nie była niczemu winna. Nic Ci nie
zrobiła. To ze mną miałeś walczyć, a nie wyciągać broń przeciwko bezbronnej
dziewczynie, co gorsza Naszej przyjaciółce.- głośno załkał.
-Twojej przyjaciółce, Naruto.- na sekundę obraz znajdujący
się przed moimi oczami rozmył się i
powrócił do normalności. Po tym zakręciło mi się w głowie. Wszystko świadczyło
o tym, że umieram. Jednak zabrakło jednego elementu układanki. W mojej śmierci
brakowało bólu. Wszechogarniającego bólu, który paraliżował by od stóp do
głowy.- Zresztą jej śmierć jest mi na rękę.
Pozbywam się przeklętych mieszkańców wioski.
-Co ty pieprzysz Sasuke! Tak samo jak Konoha jest naszym
domem, tak i jest Twoim.- obraz zamazywał się już coraz bardziej.
-Zapomniałeś o tym szczególe, że to ona jest odpowiedzialna
za zabicie moj.. – tym razem ogarnęła mnie czerń zaświatów. Miałam już nigdy
stąd nie powrócić.
***
-Tsunade- obachan czy Ona na pewno się obudzi?
-Stu procentowej pewności nie ma. Nie wiadomo jaki wpływ
wewnętrzny miała na nią zastosowana technika. Ale badania są dobre i wszystko wskazuje na to, że
się obudzi. Tylko nie wiadomo kiedy. Trzeba czekać, Naruto.
I tak właśnie zrobiłem. Czekałem.
***
Z ciemnej nicości wyrwał mnie rześki, od bardzo dawna
nieczuty, powiew wiatru. Do mojego umysłu zaczęły dochodzić także inne, ważne,
szczegóły. Odgłosy codziennego życia. Doszedł
do mnie, także dziwnie znajomy zapach. I tuż po chwili przy moim lewym uchu
rozległo się głośne siorbnięcie. Całkiem zdezorientowana próbowałam otworzyć
oczy, jednak nie szło mi to zbyt dobrze. Jak na razie dałam sobie z tym spokój.
Zamiast tego próbowałam czymś poruszyć. Do tej pory odbierałam jakieś bodźce
zewnętrzne, jednak nie czułam własnego ciała. Z wielkim trudem i wysiłkiem zmusiłam
się do ruchu. Tym co poruszyłam, okazała się być moje ręka, a dokładniej palec.
Kciuk. Wysilając się jeszcze bardziej, o minimetry drgnęła moja dłoń. Walcząc jeszcze bardziej, przesunęłam
całą kończynę, nawet o kilka centymetrów. Doszła do mnie, wtedy miękkość pościeli,
pod którą się znajdowałam.
-Sakura.- głos o bardzo ciepłej barwie oplótł moje uszy.
Słychać było skrzyp krzesełka. Ktoś wstał z właśnie zajmowanego miejsca.
Podeszwy butów lekko stukały o nawierzchnię podłogi. – Sakura-chan słyszysz
mnie ? – kolejna dawka wspaniałego dźwięku. Tym razem towarzyszył mu cichy
dźwięk odstawianego naczynia na znajdującą się nieopodal szafkę. – Tak się
cieszę, że w końcu dajesz jakieś znaki
życia. Bo wiesz, ja cały czas na Ciebie czekam. – moją dłoń ogarnęło ciepło.
Mocny uścisk mężczyzny dodał mi otuchy i siły. Chcą pokazać, że czuję i słyszę,
lekko ścisnęłam obejmującą mnie dłoń. Chłopak głośno nabrał powietrza. –
Sakura-chan.- jeszcze raz wymówił moje imię. I wtedy zapragnęłam ujrzeć jego
pogodną twarz. Wiecznie szczęśliwą i rozpromienioną, bez żadnej skazy.
Od ilości światła wpadającej do pokoju rozbolały mnie już
lekko, otworzone oczy. Obraz, który prezentował się przed moim narządem wzroku
był niewyraźny i mocno zamazany. Przymknęłam powieki, na powrót je otwierając.
Tym razem gałki oczne zostały odkryte całe.
Zamrugałam jeszcze kilkakrotnie, aby obraz stał się wyraźniejszy. Gdy
już się tak stało, skupiłam wzrok na tym co znajdowało się naprzeciwko mnie. A
był to sufit. Zwyczajny, lekko popękany, w niektórych miejscach zabrudzony,
szpitalny sufit. Nie było na nim niczego, co przykuło by uwagę normalnego
człowieka. Natomiast ja, leżałam nieruchomo i wpatrywałam się w niego, jakbym
widziała nie wiadomo jakie rzeczy.
Zszokowana dalej leżałam na łóżku.
Od otwarcia oczu nie wykonałam żadnego ruchu. Przecież ja
miałam nie żyć. Doskonale pamiętałam jak wbito we mnie miecz. Pamiętam jak go
ze mnie gwałtownie wyszarpnięto. Pamiętam spojrzenie Sasuke, przerażoną twarz
Naruto, jego łzy. Pamiętam też uspokajający błękit nieba. To co się tam
wydarzyło, to co mi zrobiono – powinno mnie zabić. Na pewno nie było żadnych
medyków w pobliżu, którzy mogliby mi w jakiś sposób pomóc.
Zapewne, była to tylko moja wyobraźnia, która płatała mi
figla. Pokazywała obraz, który z pewnością się nie spełni. Tak naprawdę, to w
tym momencie umieram. Wiję się w agonii na oczach najbliższych mi osób. Zamiast
tonąc w czarnych odmętach nicości, ja znajdowałam się w szpitalu, w rodzinnej
wiosce. Mając tuż obok siebie przyjaciela.
-Poczekaj tutaj Sakura-chan. Zaraz przyprowadzę
Tsunade-obachan. Ona się Tobą zajmie.-
wyrwał swoją dłoń i pośpiesznie wyszedł z sali. Byłam pewna, że w tym momencie
wszystko się skończy, i że zostanę pochłonięta przez mrok. Jednak wszystko
trwało dalej. Słońce zza okna świeciło, ptaki co chwile przelatywały przed
oknem świergocząc wesoło. Uświadomiłam sobie, że to co się teraz dzieje to nie
wymysł mojego umysłu, to najprawdziwsza rzeczywistość. Rzeczywistość, w której
ja żyję.
Gdy do zajmowanego przeze mnie pokoju weszła blondynka,
odrobinę się zlękłam. Spojrzała na mnie
surowym wzrokiem i nakazała blondynowi wyjść z pomieszczenia. Ten obawiając się
o własne życie, posłusznie skierował się na szpitalny korytarz. Kobieta powolnym
krokiem podeszła do mojego łóżka i zdjęła z niego tabliczkę z informacjami na
temat mojego zdrowia. Przez dobrą chwilę analizowała wszystkie dotychczasowe
zapiski lekarzy. Gdy już skończyła odłożyła rzecz na miejsce. Teraz zwróciła
spojrzenie brązowych tęczówek na moją osobę.
-Jak się czujesz ?- surowo wypowiedziane pytanie, skierowane
wprost do mnie. Ze zdenerwowania chciałam przełknąć ślinę, ale dopiero teraz
dotarło do mnie, że strasznie zaschło mi w gardle i nawet nie jestem w stanie
zrobić tego. A co dopiero udzielenie odpowiedzi na zadane pytanie. To będzie
trudne.- Widzę, że jakieś problemy z mówieniem. Zaraz przyniosę Ci czegoś do
picia.- nie chcąc daj jej satysfakcji ,wyciągnęłam przed siebie rękę i
zaprzeczyłam głową, aby tego nie robiła.
-Woda nie będzie potrzebna.- mój głos brzmiał okropnie.
Zachrypnięty, jakby należał do jakiegoś mężczyzny w podeszłym wieku. Odzywając
się po raz pierwszy, czułam jakby przez moje gardło został przeciągnięty gruby,
metalowy łańcuch z odstającymi, ostrymi kolcami.
-No dobrze jak sobie chcesz.- rzekła z kpiarskim uśmieszkiem
na twarzy. Saninika podeszła do mojego łóżka, odchyliła rąbek pościeli i
spoczęła na rogu, przy moich stopach. Na moment spóściła wzrok na swoje kolana,
jednak po chwili namysłu odwróciła głowę w moją stronę i spojrzała na mnie. Teraz
jej wzrok nie był srogi. Oczy wyrażały wielką troskę o moją osobę. – Coś Ty najlepszego chciała przez takie
zachowanie osiągnąć, co? Myślałaś, że jak zbierzesz się na tak heroiczny czyn
to zrobisz dobrze? Przecież sama wiedziałaś, że On nie zwraca już uwagi na to
co Was wszystkich łączyło. Obojętne jest mu to czy będziesz żyć, czy też nie.-
westchnęła.- A tak w ogóle, to co Ty sobie myślałaś opuszczając barierę.
Wybiegając sobie z niej od tak,
naraziłaś wielu innych, rannych ludzi na niebezpieczeństwo. Co byś zrobiła,
gdybyś była bardzo potrzebna? – po raz kolejny podczas tej rozmowy, a dokładnie
swojego monologu, westchnęła.- Ach, to już nie jest teraz istotne. Powiedz
lepiej jak się czujesz, bo dalej nie odpowiedziałaś mi na to pytanie.- miło
uśmiechnęła się do mnie.
Aby dokładnie zastanowić się nad odpowiedzią, ponownie
przekierowałam wzrok na biały sufit. Wpatrując się tak w niego popadłam w
zadumę.
Po głębszej analizie stwierdzałam, że nie odczuwam żadnego
bólu. Jedyne co czułam w tej chwili było
to lekkie zdezorientowanie, zdziwienie i rozczarowanie. Zdezorientowana i
zdziwiona byłam panującą obecnie sytuacją. Przecież w końcu na własne oczy
widziałam własną śmierć, a dokładniej mówiąc jej zaczątki. Rozczarowanie
wstąpiło we mnie z wiadomego powodu- nie spełnię swojego, jedynego pragnienia.
Wracając z powrotem do rzeczywistości, przekręciłam się na
bok i spojrzałam na mentorkę. Wzięłam głęboki wdech chcąc udzielić odpowiedzi
na zadane mi wcześniej pytanie.
-Myślę, że czuję się dobrze. Nie odczuwam żadnego bólu
czy też dyskomfortu. No jedynie boli
mnie trochę gardło.- uśmiechnęłam się. Starsza kobieta zaśmiała się.- A jak to
się w ogóle stało, że żyję?
-Miałaś po prostu szczęście. Niedaleko od miejsca gdzie się
znajdowaliście przebywał oddział Anbu z jednym wyszkolonym medykiem. Wyczuwając
Waszą czakrę, postanowili sprawdzić co się stało .- z wielką lekkością oraz
bardzo przekonującym tonem odpowiedziała na pytanie.
-A jaki okres czasu byłam nieprzytomna?
-Tydzień, moja droga.- poklepała mnie po dolnej kończynie i
podniosła się z zajmowanego miejsca.-A teraz pozwól, że udam się do biura, by
wykonać odwieczną pracę Hokage Wioski Liścia.- wypowiadając to zdanie
zmarkotniała. Pożegnała się ze mną, pożyczyła powrotu i wyszła mrucząc coś w
stylu, że Shizune ją zabije.
Po opuszczeniu Sali prze Czcigodną, miałam nadzieję na
spokojnie spędzony wieczór. Nadzieja ta jednak odeszła tak szybko jak przyszła.
Okazało się bowiem, że wypędzony z
samego początku chłopak, cały ten czas czekał na korytarzu. Otwierające się drzwi narobiły
przeciągu. Ja nadal znajdowałam się na boku, dlatego od razu w oczy rzuciła mi
się sylwetka przyjaciela. Stąpał bardzo ostrożnie i cicho, jakby każdego
głośniejszy odgłos miałby zadać mi ból. Na samą myśl o jego trosce,
uśmiechnęłam się.
-Możesz zachowywać się normalnie, Naruto. Nic mi nie jest.-
spojrzałam na chwilowo zszokowaną twarz przyjaciela. Po sekundzie jednak, na
jego twarz wlał się pogodny uśmiech. Od razu, także przyśpieszył kroku i już
(nie) cicho siadł na krześle. Zaskrzypiało ono niemiło pod jego ciężarem.
-No to mów Naruto, jak się czujesz ? Z Tobą wszystko w
porządku?- od razu przeszłam do rozmowy. Planowałam wyciągnąć z niego jak
najwięcej informacji.
-Tak, oczywiście. Nie mam już najmniejszego zadrapania. Ale
lepiej Ty Sakurcia opowiedz co u Ciebie.- delikatnie pochylił swoje ciało do
przodu, sprawiając tym samym, że zawisł nad moją twarzą.
-Ze mną wszystko w porządku, czuję się już dobrze. Na
początku byłam troszkę zdezorientowana, ale jest już dobrze.- zatrzymałam się
na chwilę. Obróciłam się na plecy i próbowałam podnieść się do siadu. Moje
ciało jednak nie chciało współpracować. Próbując dalej zwróciłam na siebie nie
małą uwagę chłopaka. Ten widząc moje usilne starania, pomógł mi się podnieść. Z
wycieńczenia oraz zmęczenia mój oddech przyspieszył. Odsapnęłam.- Wiesz Naruto,
chciałabym podziękować temu medykowi co mi wtedy pomógł. Zastanawia mnie, w
którym oddziale jest, nie wiesz może?- blondyn z wymalowanym szokiem i znakiem
zapytania spoglądał na mnie. Po chwili oprzytomniał.
-Sakura-chan o czym Ty mówisz? – teatralnie przyłożył mi
rękę do czoła.- Na pewno dobrze się czujesz? – nie wiedząc o co
mu chodzi, odepchnęłam jego dłoń. Zirytowana odwróciłam wzrok na okno.
Zachodziło właśnie słońce. Było dokładnie tak samo czerwone jak tamtego
poranka, siedem dni temu.- Przecież nic takiego nie było. Coś Ci się musiało
chyba przyśnić – skwitował ze śmiechem. Poważnie zdenerwowana odwróciłam na
niego swoje spojrzenie. Chciałam po prostu zadać kolejny pytanie, lub na niego nakrzyczeć
jak to miałam w zwyczaju , ale nie pozwolił mi na to, dźwięk ponownie
otwieranych drzwi. Razem z chłopakiem
siedzącym na krześle, skierowaliśmy spojrzenie na postać stojącą w
progu. Okazał się nią być nasz dawny sensei – Kakashi. Z charakterystycznym
wyrazem twarzy; przymkniętym okiem i głupkowatym uśmieszkiem, odbijającym się
na ciemniej masce; kroczył do mojego miejsca spoczynku.
- Ohayo, Sakura-chan. Ja się dziś czujesz ? – otworzył oko i
spojrzał na mnie. Później przekierował wzrok na Naruto. – A co do Ciebie, to
zbieraj się. Hokage Cię wzywa.
- Ale ja dopiero co przyszedłem do Sakury. – nastolatek z
nachmurzonym wyrazem twarzy, zaczął się sprzeczać z jounin’em.
- Naruto, z tego co wiem, to dość poważna sprawa. –
odpowiedział i nie robiąc sobie nic z marudzącego blondyna, skierował się do
okna. – Przepraszam Sakura, że nie zostanę dłużej, ale no wiesz, obowiązki
wzywają. – głupkowato się uśmiechnął i podrapał z tyłu głowy. – No, to Ty
zdrowiej, a Ty…- tu wskazał palcem na Naruto- do Hokage. – kończąc wypowiedź,
wszedł na parapet okna i po chwili już go nie było. Naruto tak samo jak Nasz nauczyciel, zaczął
zbierać się do wyjścia. Leniwie i ociężale
podniósł się z zajmowanego krzesła, zgarnął wszystkie swoje rzeczy ; mam
tu na myśli jednorazowego użytku pałeczki oraz pustą miskę po ramen ; pożegnał
się i wyszedł.
Mając już całkowitą pewność, że nikt mnie już nie odwiedzi,
postanowiłam wstać z łóżka. Z trudem podniosłam się do siadu i umiejscowiłam
swoje ciało na skraju. Lekko przygarbiona, z zwisającymi nogami nad podłogom i
bólem wypisanym na twarzy, starała zsunąć się jak najmniej boleśnie na zimną
powierzchnię. Gdy mi się to udało, podpierając się najpierw o poręcz
łóżka, później o ścianę, skierowałam się do łazienki.
Otwierając drzwi od razu zapaliłam światło. Sterylna biel uderzyła w moje
oczy. Nie interesując się niczym innym skierowałam się do lustra i umywalki.
Opierając dłonie o kanty umywalki spojrzałam na swoją twarz. Włosy od niedawna
niemyte zdążyły się przetłuścić, z twarzy zeszły kolory życia- teraz była blada,
a pod oczami znajdowały się ciemnie cienie. Oglądając tak swoje ciało
postanowiłam, że rzucę okiem, też na ranę na brzuchu. Jednak jak wielkie było
zaskoczenie, że nic tam się nie znajdowało. Żadnej rany, bandaży. Tylko
nieskazitelnie gładki i płaski brzuch. Na myśl przyszło mi, że może podczas
mojego leczenia użyto jakiegoś medycznego jutsu lub wykonano jakiś zabieg.
Postanowiłam to sprawdzić. Powoli podreptałam do tabliczki informacyjnej wiszącej
na moim łóżku. Chwyciłam ją w ręce i starannie przeanalizowałam. Nie znalazłam
żadnych informacji na temat przeprowadzonych zabiegów lub użytych technik.
Znalazłam tylko same pomiary temperatury, ciśnienia krwi i wyniki z badania
krwi.
Wtedy nic nie miało sensu. I nic nie układało się w logiczną
całość.
***
Z rozdziałem drugim było trochę więcej problemów, ale dałam radę i jest ;)
Zastosowałam się, także do Twojej rady Miliko, i usunęłam weryfikację obrazkową. Przynajmniej tak mi się wydaje ;3
Chciałam też Ci bardzo podziękować za te wszystkie miłe słowa, które szczerze mówiąc, podniosły mnie na duchu. Dziękuje za to, że zwróciłaś mi także uwagę na temat błędów - przejrzałam tekst i starałam wychwyć się je wszystkie. A jeżeli mi się to nie udało, to zrobię to jeszcze raz.
Co do wytłumaczenia, co dzieje się w opowiadaniu. Na pewno w kolejnych rozdziałach sytuacja będzie robiła się coraz jaśniejsza. Początkowe plany zakładały, że to już w drugim rozdziale ma wszystko się wyjaśnić. Ale stwierdziłam, że to by było, po pierwsze za szybie rozwinięcie i rozwiązanie akcji, a po drugie za dużo informacji jak na jeden rozdział.
Na zakończenie jeszcze raz chciałam Ci podziękować, Miliko.
Zastosowałam się, także do Twojej rady Miliko, i usunęłam weryfikację obrazkową. Przynajmniej tak mi się wydaje ;3
Chciałam też Ci bardzo podziękować za te wszystkie miłe słowa, które szczerze mówiąc, podniosły mnie na duchu. Dziękuje za to, że zwróciłaś mi także uwagę na temat błędów - przejrzałam tekst i starałam wychwyć się je wszystkie. A jeżeli mi się to nie udało, to zrobię to jeszcze raz.
Co do wytłumaczenia, co dzieje się w opowiadaniu. Na pewno w kolejnych rozdziałach sytuacja będzie robiła się coraz jaśniejsza. Początkowe plany zakładały, że to już w drugim rozdziale ma wszystko się wyjaśnić. Ale stwierdziłam, że to by było, po pierwsze za szybie rozwinięcie i rozwiązanie akcji, a po drugie za dużo informacji jak na jeden rozdział.
Na zakończenie jeszcze raz chciałam Ci podziękować, Miliko.
Ojej, nie masz za co dziękować :)Właściwie nic tak wielkiego nie powiedziałam. Jednak cieszę się, że moje słowa podniosły cię na duchu, no i że mój komentarz coś dla ciebie znaczył.
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem.Dodać rozdział w tak krótkim odstępie czasowym? No, no, aż zazdroszczę. Ja sama mam dwa rozdziały na blogu, a założyłam go w listopadzie O.o
Niestety i w tym rozdziału trafiły się literówki. Jedna nawet mnie rozśmieszyła, bo zamiast słowa :"spuściła" wyszło ci "spociła" ;D.
Jestem naprawdę pod wrażeniem twojego stylu. Jest naprawdę dobry. Miło się go czytała. W rozdziale właściwie nic się nie działo, ale dopiero wprowadzasz fabułę, więc to zrozumiałe :)
Sakura przeżyła, Tsunade mówi, że uratował ją medyk Anbu, Naruto nie wie o czym ona mówi, a blizna po mieczu zniknęła. Wow, interesująco. Jestem strasznie ciekawa co tam wymyśliłaś.
Ojej, mam takie pytanko. Czy w tym opowiadaniu będzie trochę romansu? :P Hihi, lubię go więc dlatego się pytam :D.
No cóż... pozostało mi tylko czekać na nowy rozdział.
Pozdrawiam cię ciepło.
Miliko
Muszę przyznać, że natrafiłam na twojego bloga przypadkiem. I cóż... Z ręką na sercu mogę ogłosić wszem i wobec, że podbiłaś moje serce, zaledwie kilkoma pierwszymi rozdziałami. :D
OdpowiedzUsuńJak na razie brak jakichkolwiek zastrzeżeń z mojej strony. No może jedno, a mianowicie przydała by się jeszcze jedna zakładka "o blogu" bo teraz czytając nie ma się bladego pojęcia czego można się spodziewać w dalszym ciągu, romansu? przygody? czy czegoś jeszcze innego. Ale to tylko taka moja mała sugestia. Domyślam się jednak, że możesz nie chcieć robić tej zakładki, by nie zepsuć niespodzianki. :P
Ale zbiegłam trochę z tematu.. Rozdziału coraz dłuższe. Ktoś tu się rozkręca.:D Do tego ten pomysł. Sasuke zabił Sakure, która nie umiera a ląduje w szpitalu bez jakiegokolwiek śladu po śmiertelnej ranie? I kłamstwo Tsunade, bo to kłamstwo prawda? Przynajmniej na to mi wygląda.
Czyżby szanowna Hokage wezwała Naruto, żeby rozkazać mu utrzymywanie prawdziwej wersji wydarzeń w tajemnicy przed Haruno?
Z niecierpliwością będę czekać na kolejny rozdział. :)
Buziaczki ; ***
Witam ponownie :)) Mam nadzieję, że jeszcze nie masz mnie dość. Więc schematycznie przechodzę do komentarza.
OdpowiedzUsuń"Słowami, które wypowiedziane chwilę przed śmiercią, przez dawnego przyjaciela, nabrały magicznego znaczenia." - "Słowami, które wypowiedziane chwilę przed śmiercią przez dawnego (...)" - bez przecinka.
"„Dziękuje Sakura”" - "Dziękuję, Sakura." - Ogonek (zapewne literówka i przecinek.
"-Sakura !- rozpaczliwy krzyk Naruto" - Sakura! - Rozpaczliwy krzyk Naruto(...)" - Zapis dialogu.
"Widziałam jego niezgrabne ruchu podczas biegu. " - "ruchy" - literówka.
"W tym momencie jego spokój i równowaga, zostały zachwiane." - "W tym momencie jego spokój i równowaga zostały(...)" - bez przecinka.
"Analizując jego wyraz twarzy dostrzegłam oznaki ulgi." - "Analizując jego wyraz twarzy, dostrzegłam (...)" - przecinek.
" Moja śmierć choć trochę go zadowoli." - zmiana czasu.
"Poprzez lecące łzy, posłałam mu najszczerszy uśmiech, na jaki było mnie stać w tym momencie. " - "Poprzez lecące łzy posłałam mu (...)" - bez przecinka.
Tutaj także przeanalizowałam tylko początek. Wybacz, nie chcę aż tak się na tym skupiać. Nie mam na celu sprawdzenia całego tekstu, tylko ukazanie Ci pojedynczych, powtarzających się pomyłek.
Co do fabuły: opisy jak zwykle na bardzo wysokim poziomie. W tym temacie nic nie mogę Ci zarzucić, ponieważ bardzo przyjemnie czyta się Twój styl. Zrozumiały, chociaż czasami za często używasz zdań pojedynczych.
Zastanawia mnie kwestia, którą poruszyłaś. Skoro Sakura nie została poddana żadnym zabiegom, to co tak naprawdę się wydarzyło? Sasuke ją zaatakował? Powiem Ci, że namąciłaś mi trochę w głowie.
Pozdrawiam,
Rozdział jak zwykle wspaniały :D Dużo się dzieję co mi odpowiada :D Chce przeprosić za krótki komentarz ale coś wena mi dziś nie dopisuje :c. Pozdrawiam i weny życzę ;*
OdpowiedzUsuń